SMARTFO – NOWE ŻYCIE

Nowoczesne życie często przedstawiane jest w dwojaki sposób. Z jednej strony mamy do czynienia z kolorowym, barwnym, wesołym i niezwykle szczęśliwym życiem – niestety dostępnym jedynie za szklanym ekranem. Obserwujemy, ale nie doświadczamy, patrzymy godzinami z pragnieniem, chcemy, aby życie, na które patrzymy stało się realne i rzeczywiste. Zapominamy o codzienności, otoczeniu, bliskości. Nowoczesne technologie stanowią nieodłączny element naszego życia. Wielu z nas dzięki nim pracuje, niektórzy z nas po prostu je lubi, jedni korzystają bo muszą, inni bo chcą. Zdarza się, że korzystamy niewłaściwie, bez opamiętania – jesteśmy dorośli i teoretycznie żyjemy w wolnym kraju.

Jest też druga strona widziana najczęściej oczami dziecka. Wiąże się ona z rodzicem widzianym ze smartfonem lub laptopem zamiast twarzy. Trochę to brutalny obraz, ale jakże prawdziwy i realny w dzisiejszych czasach. Spędzając czas przy laptopie, z telefonem w rękach zaburzamy nawiązywane relacje z dzieckiem. Nie ważne, jaki mamy powód, aby korzystać z technologii, skutek niewłaściwego używania zawsze ma te same opłakane skutki.

W Sieci często można trafić na spór pomiędzy matkami karmiącymi piersią, a tymi karmiącymi mlekiem modyfikowanym. Obiecałam sobie, że nie będę poruszać tych kwestii i zabierać głosu w takich konfliktach. Chce wam jednak przedstawić obraz cudownej matki, która karmi piersią (lub butelką – w zależności od strony), celebruje chwile z dzieckiem, pusząc się – jaka to jest wspaniała, bo karmi tym, co uważa za lepsze z jednym „ale” – na jednej ręce trzyma dziecko, a w drugiej swojego smartfona. Takie rzeczy niestety mają miejsce i to coraz częściej. Przyglądając się temu od strony emocjonalnej jest to niezwykle przykre, że niektórzy już od urodzenia fundują swoim dzieciom taką obojętność.

Dzieciaki próbują zwrócić na siebie uwagę, ale nie w nieskończoność. Ile mogą konkurować i przegrywać z przeciwnikiem.

Nie jesteśmy w stanie zlikwidować z naszego życia telefonów, komputerów czy dostępu do sieci i bezsensownym było by tego oczekiwać. Uważam, że wszystko jest dla ludzi w tym również dla dzieci.

Jako dorośli mamy tendencje do oddawania dzieciom zwycięstwa. Często jest to z naszej strony swoista iluzja:

– trzylatek wygrywający z tatą w biegach

– czterolatka ogrywająca mamę w karcianego „Piotrusia”

– dwulatek przybijający piątkę z powalającą siłą …

 

Czy to nie jest słodka magia dzieciństwa? Dlaczego więc dzieci zmuszone są do ciągłego przegrywania z telefonem? Oczywiście odkładamy swoje smartfony na bok pewnie tak często jak to możliwe, ale ilu z nas dba o iluzję wygrania walki dziecka o uwagę rodzica z diabelskim urządzeniem?

 

Niektórzy uważają, że przyszły chore czasy. Technologie ważniejsze od ludzi – w głowach się przewraca. No cóż… Możemy siedzieć i lamentować, jaki ten świat jest zły i dokąd on zmierza, albo przystosować siebie oraz dzieci do życia w takich czasach, do współistnienia ludzi i technologii. Zadbajmy o iluzję…

 

Wielokrotnie podkreślam, żeby mówić, nawet o rzeczach, które wydają się oczywiste. Nikt nie umie czytać w myślach. Już jakiś dłuższy czas temu wprowadziłam pewną zasadę, która miała na celu zwiększenie więzi z dziećmi. Ma na celu pokazanie im, że nawet jeżeli to jest 5 minut, które mogę im poświęcić – to jest to 5 minut tylko i wyłącznie dla nich. Nic wtedy nie jest ważne. A co z dzwoniącym wówczas telefonem? Wcale nie udaję, że go nie słyszę. Wręcz przeciwnie – podkreślam, że dzwoni mój telefon, ale chyba ktoś nie wie, że spędzam czas z moimi synkami, a przecież jak mamy czas dla siebie to telefon nie jest najważniejszy. Taka sytuacja powtórzyła się, hm… praktycznie za każdym razem jak chciałam pobyć z chłopcami.

 

Nie spodziewałam się, że to może przynieść jakieś rezultaty, ale chciałam, aby moje dzieci czuły się ważniejsze niż sprzęt, z którym mnie widują. Co z tego wyszło?

 

Ostatnio chłopcy oglądali sobie bajki na telefonie (tak – zdarza się). Weszłam do pokoju z pytaniem, czy któryś miałby ochotę sobie ze mną pogadać, bo skończyłam pracę i mam wolny czas. Wydawało mi się, że odbiłam się od drzwi, bo żaden nawet nie podniósł głowy. Poszłam więc do sypialni się położyć, ale nie minęła nawet minuta i przybiegli obaj. Usiedli, każdy ze swojej strony, a Julek dodał:

– Przyszliśmy, bo przecież telefon nie jest najważniejszy.

 

Można więc izolować dzieci od technologii tak długo jak się da, przecież każdy wie, że dzieciaki szybciej się uzależniają, ale możemy też spróbować nauczyć je mądrze z niej korzystać. Oczywiście nie namawiam do dawania maluchom telefonów czy laptopów, ale pamiętajcie, że przykład idzie z góry – sami nauczmy się korzystać z naszych gadżetów, staną się one wówczas zaledwie niewielką częścią naszego życia, a nie głównym filarem i konkurencją dla naszych dzieci.

 

K.W.