Zaufanie

Zastanawialiście się kiedyś, jaką moc ma zaufanie?

Rodzicielstwo to trudna sztuka. Musimy zaakceptować fakt, że nasze dzieci z bezbronnych i totalnie zależnych od nas istotek, stopniowo zamieniają się w niezależnie funkcjonujące jednostki. Często, dostrzegając upływający czas, chcemy jak najdłużej zatrzymać przy sobie maleństwo. Wyręczamy, wmawiamy sobie, że nasze dziecko jeszcze jest na coś za małe itd.

Już około drugiego roku życia pojawiają się pierwsze silne symptomy, mówiące o tym, jak bardzo nasze dziecko chce uzyskać autonomię (oczywiście w zakresie swoich możliwości). Dostrzega wtedy, że jest oddzielnym bytem. Oczekuje od nas wsparcia, a nie wyręczania. Zazwyczaj zaczyna się wtedy szarpanina możliwości i chęci, nazywana przez nas buntem dwulatka. Któż z nas nie słyszał w tym okresie słynnego: „Ja siam/a”. Oczywiście nie zawsze mamy czas czekać, aż nieporadny jeszcze w swoich ruchach maluch sam się naje albo ubierze. Jednak w miarę możliwości powinniśmy uzbroić się w cierpliwość, stanąć obok i wspierać, a nie wyręczać. Już kilkakrotnie powtarzałam, że trzeba wierzyć w dziecko, aby ono samo mogło w siebie uwierzyć.

Wiara w możliwości dziecka to jedno, a obdarzenie go zaufaniem to inna sprawa. A jak zdefiniować samo pojęcie „zaufania”, zastanawialiście się kiedyś?

Zacznę więc od tego, że zaufanie to obdarzenie (w naszym przypadku dziecka), wiarą i wiedzą, że jego działania okażą się zgodne z naszymi oczekiwaniami. Hm… Więc z rodzicielstwem jak z lasem – im dalej tym więcej drzew. Jak dziecko ma nie zawieść naszego zaufania, skoro mamy problem z jasnym przedstawieniem naszych oczekiwań. Wszystko znowu sprowadza się do dialogu, który jest niezbędny.

Tak naprawdę nie dostrzegamy pierwszych sygnałów, które dajemy dzieciom, obdarzając je naszym zaufaniem. O tym zwyczajnie z dzieckiem się nie rozmawia, a szkoda, bo warto. Przychodzi taki czas, kiedy, np. na placu zabaw, przestajemy chodzić krok w krok za maluchem, asekurować go przy każdej wspinaczkowej przygodzie, a zwyczajnie wchodzimy na taki plac zabaw – my siadamy na ławeczce, a nasza pociecha z uśmiechem biegnie korzystać z dostępnych atrakcji. Warto wykorzystać ten moment i zaznajomić dziecko z uczuciem obdarzenia zaufaniem. Dlaczego tak rzadko mówimy: „Jesteś już dużym chłopcem/dziewczynką i ufam, że znasz zasady. Na pewno doskonale wiesz, że bez wiedzy mamy/taty nie można wychodzić poza ogrodzenie placu zabaw. Ufam, że będziesz się dobrze bawił/a bez wychodzenia za płot”? Jasno sformułowany komunikat – nasze oczekiwania, a do tego informacja, że spełnienie tych oczekiwań wzmocni nasze zaufanie. Może się wydawać, że dwulatek nic z tego nie zrozumie, a trzylatek zapomni, ale wierzcie, że te komunikaty zostają w głowie i jak to mają dzieci w swoim stylu – zostaną wykorzystane w najmniej spodziewanym przez nas momencie. Chodzi w tym wszystkim o to, że dziecko ma szansę nauczyć się, czym jest zaufanie. Nie czekajmy do dnia, kiedy stanie przed nami nastolatek, chcący wyjść na pierwszą całonocną imprezę. Bądźmy fair i dajmy dziecku czas na naukę sztuki ufania sobie nawzajem.

Z chłopcami trening zaufania prowadzimy od naprawdę dłuższego czasu. Powiem szczerze, że trwa to od najmłodszych lat i dotychczas miałam problem w zdefiniowaniu, czy dociera do nich coś z tych zasad. Wiem jednak, że nie należy się poddawać, ponieważ budowanie odpowiedniej relacji, komunikacji i zaufania musi potrwać. My uczymy się dziecka i nie od razu wszystko udaje nam się załapać, a nasze dziecko uczy się nie tylko nas, ale i całego otaczającego je świata. Nie bądźmy jak profesor na studiach zadający kolokwium z rocznego materiału na tydzień przed egzaminem. Dajmy sobie i dziecku czas.

Jak wygląda zaufanie u nas, na dzień dzisiejszy? Otóż jestem zaskoczona, ale ostatnimi czasy moje starania zaczęły przynosić efekty. Jak to wyglądało? Na koniec prywatna historia z Julianem w roli głównej.

Jak już pisałam wcześniej, trening zaufania wprowadziłam już około 2-3 roku życia. Kiedy tylko nadarzyła się sposobność wspominaliśmy właśnie ten termin – zaufanie. Nie jest to więc obce słowo dla chłopców. Idąc do urzędu, przeprowadzaliśmy rozmowę w stylu: „Duzi z was już chłopcy, idziemy do urzędu, gdzie pracują ludzie. Wiecie, że do pracy potrzebna jest cisza. Ufam więc, że będziecie się odpowiednio zachowywać, bez biegania i krzyków, żeby nikomu nie przeszkadzać”. Tego typu rozmowy o odpowiednim zachowaniu przeprowadzaliśmy bardzo często i wówczas chłopcy rzeczywiście zachowywali się stosownie do sytuacji (w każdym bądź razie widać było różnice w zachowaniu pomiędzy przygotowanym wyjściem, a takim z marszu „z ulicy”). Zawsze pamiętałam o wzmacnianiu bodźca, chwaląc chłopców, że dotrzymali słowa i nie zawiedli mojego zaufania. Kiedy im nie wychodziło, nie wgniatałam ich w ziemię słowami „zawiedliście mnie” i naprawdę radzę wam tego unikać. Lepiej w tym momencie jest opisać faktyczny stan rzeczy uświadamiając dziecku, co my czujemy, kiedy jesteśmy zawiedzeni. Kończyło się to wówczas słowami: „Jest mi przykro, że zapomnieliście jak należy się zachować” – i tyle, bez obwiniania, oskarżania czy poniżania. Dziecko też potrzebuje czasu, żeby nauczyć się odpowiednich zachowań. Nasz trening zaufania tyczył się również rzeczy bardzo przyziemnych, chociażby sprzątania. Dając chłopcom plastelinę typu Play Doh, czasami wspominałam coś w stylu: „Ufam, że wiecie, że plastelina niezamykana w pojemniczku wysycha i jeżeli chcecie się nią bawić jeszcze kiedyś, to doskonale wiecie, że należy włożyć ją do pojemniczków po skończonej zabawie”.

Tak trenowaliśmy w codziennym życiu. A efekty?

Doczekałam się czegoś naprawdę fajnego. Rzecz była może prozaiczna, chodziło o skrzynkę pełną klocków Lego. Perspektywa wysypania wszystkiego przez Julka i potem mojego sprzątania w tym dniu, przy takim natłoku zajęć jakie miałam, nie wchodziła w grę. Julek jednak bardzo uparcie chciał się bawić tym i niczym więcej:

– Mamo, ale ja chcę się bawić Lego, tylko, że z tej dużej skrzynki, co jest na niezrobionym pokoju.

– Julek, wysypiesz wszystko i potem będziesz marudził, że nie możesz posprzątać, bo jest tego za dużo, a ja dzisiaj nie będę mogła ci pomóc sprzątać, bo mam za dużo innej pracy, zrozum Serduszko.

– Ale mamo, ja już posprzątałem inne zabawki i zrobiłem miejsce żeby się nic nie pomieszało. Jak skończę się bawić to posprzątam wszystko sam. No mamo, obiecuję, a wiesz, że możesz mi ufać.

Po tych słowach mnie zamurowało, zostało mi tylko przytaknąć, że rzeczywiście ufam, że wszystko sam posprząta i poszłam wyciągnąć klocki. Po ponad godzinie, Julek przyszedł i z dumą oznajmił:

– Mamusiu, skończyłem się bawić, a wszystkie klocki posprzątałem do skrzynki, możesz ją zabrać.

– Super synku, za moment ją wyniosę. Jesteś dużym i fajnym chłopcem.

– No przecież mówiłem ci mamo, że możesz mi ufać.

Uczmy dzieci pracy nad zaufaniem od najmłodszych lat. Przyniesie to efekty na przyszłość. Dajmy im szansę poznania tego uczucia przy wydawałoby się prozaicznych codziennych rzeczach zanim nieświadome powagi sytuacji, zawiodą bezwiednie na całej linii.

 

K.W.

 

P.S. Jeżeli masz pytania odnośnie treningu zaufania, albo emocje, które towarzyszą ci podczas trudu wychowywania są coraz cięższe do poskromienia – zapraszam do grupy na Facebook-u „Dziecięce emocje” (TUTAJ), której jestem administratorem, tworzy się tam społeczność rodziców świadomych uczuć i emocji, chcących pomagać dzieciom oswajać i uczyć się własnych emocji.

Rodzicu – nie musisz być ze wszystkim sam.

Fanpage – Rodzicielstwo Relacyjne – Facebook