Czy nie za dużo tych zajęć?

Ostatnio spotykam się z różnymi komentarzami na temat zajęć dodatkowych, a dokładnie ich ilości. Wiecie, że za dużo, że chłopcy na pewno są przemęczeni, że szkoda ich dzieciństwa. Z drugiej zaś strony docierają do mnie opinie odnośnie dzieci, które nigdzie nie chodzą i cóż, te również bywają niemiłe.

Jak więc znaleźć złoty środek? Wszystkim się nie dogodzi, to prawda stara jak świat. Mam jednak wrażenie, że wydając swoją opinię, zapominamy, że każde dziecko jest inne. Są dzieci, które uwielbiają działać, muszą być nieustannie w ruchu, ciągle odkrywać nowe rzeczy. Inne w drugą stronę – nie dają się wyciągnąć z domu, lubią swoje zacisze. Żadne z tych dzieci nie jest ani lepsze ani gorsze od drugiego. Najważniejsze, aby rodzic dobrze rozszyfrował, do której grupy należy jego dziecko. Nie możemy patrzeć na własne dzieci przez pryzmat grupy rówieśniczej.

Jak to więc jest u nas. Chłopcy w tym roku po raz pierwszy mieli możliwość wybrania sobie zajęć pozalekcyjnych. Wcześniej chodzili do przedszkola, które organizowało najróżniejsze zajęcia w godzinach przedszkolnych, więc zdarzało się, że chłopcy raz w tygodniu po prostu zostawali trochę dłużej. Teraz, kiedy Julian skończył już przedszkole i zaczął zerówkę pojawiła się u nich potrzeba wybrania ukierunkowanych zajęć tematycznych.

Co mam na myśli?
Mikołaj całą wiosnę chodził i prosił żeby zapisać go na zajęcia plastyczne. Swoją drogą w obrębie naszej nie za dużej miejscowości, niezwykle ciężko było znaleźć zajęcia plastyczne dla pięciolatka. Udało się jednak i szczęśliwy Mikołaj całe wakacje uczęszczał na lekcje malowania. Przyszedł wrzesień i okazało się, że Młody nie ma ochoty rozstawać się z Panią Iloną – tak zafiksował się na malowanie. Chcąc nie chcąc wynegocjowaliśmy z nim układ, że skoro chce chodzić regularnie na jakieś zajęcia, co będzie dla niego zobowiązaniem, zapiszemy go w tym roku na malowanie raz na dwa tygodnie.

To był dopiero początek. Przez wakacje zrodził się w nim kolejny pomysł. Ponieważ najlepsi kumple chodzą do szkółki piłkarskiej – on też chce. Całe szczęście, że we Wrześni, jeśli chodzi o piłkę, jest w czym wybierać, udaliśmy się na lekcje próbną do jednej ze szkółek. Po trzech darmowych, próbnych treningach Mikołaj stwierdził, że koniecznie chce chodzić na piłkę. Tym sposobem spadł na nas, a właściwie głównie na mnie, dowożenia go trzy razy w tygodniu (teraz w okresie zimowym dwa razy) na trening piłki nożnej.

Ogólnie bilans nie przedstawia się źle, ale biorąc pod uwagę, że przedszkole gwarantuje mu jeszcze codzienną lekcję języka angielskiego, zajęcia fizjoterapii, logopedii i dodatkowe zajęcia plastyczne (coś czuje, że rośnie mi mały artysta, bo ciągnie go do wszystkiego co związane ze sztuką), no i najważniejsze – nie jest jedynym dzieckiem, sytuacja ulega zmianie. A jak to jest z Julianem? On też całe wakacje chodził na malowanie (jak woziłam jednego, to dlaczego drugi miałby nie korzystać). Okazało się jednak, że malowanie pasuje do Julka jak pięść do nosa, po wakacjach był na jeszcze dwóch lekcjach i zrezygnowaliśmy. Nie ciekawiło go to tak jak Mikołaja, a poza tym zaczął przeszkadzać w zajęciach innym dzieciom. Nawet Pani Ilona zasugerowała, że Juliana nie za bardzo chyba ciągnie do malowania, więc nie było co go na siłę tam posyłać. Starszak ukierunkował się jednak inaczej. Upatrzył sobie zajęcia z matematyki i to był strzał w dziesiątkę. Reszta poleciała lawinowo. Skoro Mikołaj poszedł na piłkę, a nie mam z kim zostawiać Julka, musiał jeździć z nami. W szkółce do której się zapisaliśmy jest o tyle dobrze, że czy chodzi jedno dziecko, czy rodzeństwo płaci się jedną kwotę. Zapisałam więc obu chłopców z myślą, że skoro Julek i tak jest ze mną na trybunach, to jak będzie miał ochotę, to w każdej chwili może dołączyć do reszty, a jak nie to i tak nic nie tracę, bo przecież płacę za Mikołaja. Julka z początku nie interesowała piłka, wymyślił sobie Aikido. Ponieważ sport to zdrowie nie widzieliśmy przeszkód, żeby zaczął swoją przygodę z tą sztuką walki. Nie przewidzieliśmy jednego, że wciągnie się też w piłkę nożną i tym sposobem ma treningi 5 razy w tygodniu. Jakby tego było mało, doszedł nam angielski, o który Julek prosił, bo zaczął zapominać wszystkiego czego nauczył się w przedszkolu. Całe wakacje ćwiczył również z tatą grę w szachy. Kiedy dowiedział się, że w szkole jest kółko szachowe, nie myśląc długo dołączył również na te zajęcia.

Nasz popołudniowy grafik jest więc wypełniony po brzegi, a mamy tylko dwójkę dzieci. Każde dziecko jest inne i nie ma sensu zmuszania ich do jednakowych zajęć.

Jednak wracając do tematu przemęczenia i przebodźcowania. Chłopcy nie mają trudności ze snem, mniej chorują i widać, że są szczęśliwi. Na zajęcia szykują się z uśmiechem i nie trzeba ich ciągnąć na siłę. Jeszcze nie usłyszałam „o nie, znowu muszę iść na piłkę”, u nas bardziej słychać „a dzisiaj mam piłkę czy angielski?”. Pamiętam jednak zachowanie Julka na malowaniu. Nie będę na siłę robiła z niego artysty, skoro widać, że nie było to jego pasją. On sam się nie skarżył, ale jego zachowanie przeczyło temu co mówił. Niby chciał chodzić, mówił, że to lubi, a nie kończył obrazów, nie słuchał Pani, wolał siedzieć i patrzeć w sufit. Nie mogłam więc pozwolić, żeby po pierwsze sam się z tym męczył, żeby wmawiał sobie, że coś musi, a po drugie przeszkadzał innym dzieciom, których rodzice płacili za zajęcia z malowania, a nie z uspokajania Juliana.

Czy to, że dziecko coś chce jest dostatecznym powodem, żeby zapisywać go na zajęcia? Moim zdaniem z pewnością nie. Mimo, że chłopcy mają sporo zajęć to i tak nie są wszystkie, na które chcieliby chodzić. Odpadła nam robotyka, matematyka dla Mikołaja, taniec, basen i chyba jeszcze kilka pomysłów, które mieli. Czasu się nie rozciągnie, a nie ukrywając portfel również ma swoje ograniczenia

Jak dobrać zajęcia odpowiednie dla naszego dziecka?
Większość prywatnych szkółek i instytucji prowadzących zajęcia dla dzieci z początkiem września organizuje tak zwane „Drzwi otwarte” – bezpłatne próbne lekcje dla dzieci. Jest to doskonały sposób, żeby sprawdzić co zainteresuje nasze dziecko. Warto latem śledzić strony na Facebooku i wyszukiwać lekcji próbnych w naszym mieście. Jeśli chodzi o maluchy, to pamiętajmy, że one mogą chcieć wszystko, ale ich zachowanie na zajęciach i tak zdradzi co jest ich zainteresowaniem, a co wymysłem. Istotne jest również, aby nie podejmować decyzji bez udziału dziecka. Oznajmienie – zapisałam cię na piłkę, może okazać się zapalnikiem włączającym automatyczny bunt przeciw narzuconej decyzji. My końcówkę sierpnia, początek września przejeździliśmy po zajęciach próbnych. Na koniec wzięliśmy kartkę i razem rozpisaliśmy co jest interesujące, a co nie, co może stać się pasją, a co jest zwykłym zainteresowaniem. Julek początkowo nie chciał chodzić na angielski, stwierdził, że woli skupić się na szkole. Wrócił do tematu, kiedy uświadomił sobie, że w szkole na razie nie jest tak ciężko, a poziom angielskiego z zerówki go nie satysfakcjonuje. Być może jak przyjdzie czas czwartej, piątej klasy, kiedy będzie więcej lekcji i obowiązków chłopcy odpuszczą sami, ale i to nie jest regułą. Córka koleżanki jest Mistrzynią Europy w Karate. Ma mnóstwo treningów i zajęć, a ostatnio okazało się, że dzień przed wyjazdem na Mistrzostwa udało jej się jeszcze wziąć udział w Olimpiadzie Matematycznej. Znowuż syn drugiej koleżanki, za żadne skarby nie da się zapisać na żadne zajęcia. Czy, któreś z nich zasługuje na krytykę? Żadne.

Myślę, że skandaliczne jest tylko zapisywanie dziecka na siłę. Kiedy widać, że dziecko nie słucha trenera, nie interesuje się malowaniem, liczeniem, czy czymkolwiek innym. Na trybunach siedzą rodzice, którzy tylko powtarzają: wracaj i bierz się do roboty itp. to chyba znak, że czas odpuścić.

Nie wmawiajmy dzieciom, że coś muszą. Pokażmy im jakie mają możliwości, ale nie uszczęśliwiajmy na siłę, spełniając swoje marzenia kosztem dziecięcych pragnień.