Granice bez barier

Granice, konsekwencja… To tylko nieliczne stwierdzenia, które towarzyszą rodzicom. Paradoks życia pokazuje jednak, że dobrymi radami jest piekło wybrukowane.

Jesteś konsekwentnym rodzicem – jak coś postanowisz, to ma tak być i koniec, bo przecież dziecko nie może wchodzić ci na głowę, usłyszysz „Ale z ciebie dyktator, nie idzie w ogóle z tobą negocjować”.

Bywa, że zmieniasz zdanie i pozwalasz dziecku na coś, czego chwilę wcześniej zakazałeś. Przygotuj się na stwierdzenia: „Jak będziesz tak robić, to później sobie nie poradzisz, dziecko rządzi domem, za chwile maluch wejdzie ci na głowę”.

Bądź tu człowieku mądry i wyśrodkuj postawę można powiedzieć dyktatorską z postawą kompletnie uległą. W jakich sytuacjach odpuszczać, a jakie nie podlegają dyskusji? Ode mnie się tego nie dowiesz dlatego, że każda rodzina jest inna. To, co będzie normą u jednych, u innych będzie nie do przyjęcia.

Od czego więc zacząć i jaki sens ma ten wpis? Proponuję zacząć od granic, ale w nowym wydaniu. Wiecie już, że promuje rodzicielstwo relacji, gdzie budowane jest porozumienie dużego człowieka z małym człowiekiem, sieć wzajemnych międzyludzkich powiązań.

Najczęściej granice są spostrzegane jako zasady i reguły narzucane dzieciom. „Nie skacz po meblach”, „Nie jedz słodkiego przed obiadem”, „Myj zęby przed spaniem”, „Trzymaj mnie za rękę, kiedy przechodzimy przez jezdnię” …i tak dalej. To nasza codzienność rodzicielska. Można to jednak zmienić, wyjść z roli apodyktycznego wapniaka, z którym nie ma dyskusji, a jednocześnie dalej dbać o ład i porządek w naszej rodzinie.

Po pierwsze – na kogo nakładamy granice? Do tej pory najczęstsze było nakładanie granic na dzieci. To one mają być grzeczne, uczyć się odpowiedniego zachowania w różnych sytuacjach, poznać zasady panujące w domu i społeczeństwie. Tak naprawdę, wszystkie nakładane granice sprowadzają się do tego, czego my chcemy. Podstawą granic jest to, że chcemy bezpieczeństwa i dobra dla naszych dzieci, jednak bez względu na intencje i słuszność (czego w żaden sposób nie zamierzam podważać) to nadal jest tym, czego MY chcemy. Nie musi się to pokrywać z potrzebami i wyobrażeniami dziecka. Mając świadomość takiego stanu rzeczy możemy granice nakładać na siebie, wyrażając to samo, zamiast w sposób apodyktyczny – w sposób szanujący integralność i poczucie własnej wartości dziecka.

Po drugie – język osobisty. To nie jest coś czego używamy na co dzień. Chcemy nasze dzieci uczyć, że mówienie o emocjach, uczuciach jest ważne, a sami mamy z tym problem. Narzucanie granic na siebie to nic innego jak jasne wyrażenie swoich uczuć, oczekiwań, potrzeb. Dla rozjaśnienia zagmatwanej sytuacji podam wam przykład jednej zasady w dwóch wariantach:

 

Wariant 1.

„Nie chodź w butach po mieszkaniu” / „Zdejmuj buty zanim wejdziesz do domu”.

Zasada panująca chyba w każdym domu. Jej forma świadczy o narzuceniu ograniczeń na dziecko, bez względu na jego opinię na ten temat. Dla niego wzięła się stąd, że mama/tata nie pozwalają chodzić po domu w butach. Zasada została nakazana, za nieprzestrzeganie grozi osąd, względnie „wyrok skazujący”. A tak bez żartów. Sama reguła jest prawidłowa. Wydaje mi się, że nikt nie lubi sprzątać w mieszkaniu po to, żeby inni chodzili wszędzie w obłoconych butach. Sama forma jego przekazania narusza jednak integralność dziecka, jego poczucie własnej wartości. W niektórych przypadkach może powodować strach przed osobą, która powinna być autorytetem.

Jak zmienić ten przekaz, aby wyrazić szacunek, jednocześnie budować nasz autorytet i zachęcać dziecko do współpracy? Właśnie używając języka osobistego…

 

Wariant 2

„Chcę, żebyś zdejmował buty zanim wejdziesz do domu” – niby nie wiele się zmieniło, jednak komunikat wyrażony w ten sposób wyraża jasno nasze emocje, oczekiwania i zmienia rozkaz w granicę osobistą. Mówi o naszych potrzebach i tym, czego oczekujemy / potrzebujemy. Granice przestają być wymysłem, a zaczynają być jasno przedstawionymi oczekiwaniami, co z kolei buduje zaufanie i sprawia, że dzieci stają się bardziej skore do współpracy, a tym samym przestrzegania i szanowania granic. Dodatkowo dziecko uczy się budować zdrowe granice, co będzie dla niego niezbędną umiejętnością, zwłaszcza w okresie dojrzewania i kształtowania swojego „Ja”.

Czy jako dorosły czujesz się dobrze, kiedy jesteś ciągle bombardowany stertą reguł? Czujemy się wtedy nieodpowiedzialni, bezradni, nieudolni. Tak samo jest z dziećmi. Wyrażenie granic w języku osobistym (przede wszystkim bez powtarzających się „przecież tyle razy ci mówiłem” itp.) daje naszemu dziecku poczucie szacunku oraz uczy prawa do wyrażania swoich potrzeb i ustalania własnych granic, czyli tego co dla nas samych jest dopuszczalne, a co nie jest ok. W atmosferze wzajemnego szacunku każdy staje się bardziej skory do współpracy i prowadzenia dialogu, a nie bycia tylko grzecznym i posłusznym. Przykład idzie z góry, dajmy więc dobry przykład dzieciom i zamiast uczyć je jak być posłusznym i uległym, pokażmy, że granice można wyznaczać z szacunkiem używając języka, który jasno wyraża uczucia, emocje i własne potrzeby.

 

 

 

Jeśli masz pytania dotyczące języka osobistego (ćwiczeń, zastosowania itp.) odwiedź grupę na Facebook-u Dziecięce emocje ( TUTAJ ), gdzie wraz z innymi rodzicami odpowiem na Twoje pytania. Rodzicu – nie musisz być sam ze swoimi emocjami.

Fanpage – Rodzicielstwo Relacyjne – Facebook