Odcięcie pępowiny

Dawno nie publikowałam niczego w kategorii „Z doświadczenia”, a jest ona najbliższa mojemu sercu – taka prywatna i bardzo osobista. Rodzice 4 i 5 latków z pewnością się zgodzą, że jest to wiek, który dostarcza mnóstwa wiedzy o własnym dziecku. Każdy etap rozwoju od noworodka poczynając jest ważny i bliski sercu.

Co jest więc wyjątkowego w tym wieku? Dzieci są już coraz bardziej świadome własnego „ja”, ich nieskrępowana niczym ciekawość świata przypomina nam o rzeczach podstawowych, do których rzadko zdarza nam się wracać. Pytania, którymi zasypują nas dzieciaki w tym wieku zdają się nie mieć końca, rozwijają się indywidualne pasje, które często zostają do końca życia. U nas nastąpił kolejny przełom – kolejny krok ku samodzielności. Dla rodzica, który jest z dziećmi niemal 24 h 7 dni w tygodniu jest to ogromne przeżycie, a trzeba dodać, że była to samodzielna decyzja chłopaków. Prosili o to od jakiegoś czasu i w końcu się doprosili. Domyślacie się już o czym mowa…?

Pierwsza noc, bez rodziców poza domem. Zdarzało się już, że nie było nas kiedy dzieciaki szły spać. Do chłopców przychodziła ciocia i kładła ich spać, ale zawsze odbywało się to u nas w domu, w ich łóżeczkach. Tym razem chłopcy zapragnęli jechać na wakacje do kuzynek. Mimo, iż wcześniej już nie jeden raz babcia pytała ich czy zostaną na noc, albo czy przyjadą na wakacje, zawsze odpowiedź była taka sama – NIE. Wcześniej nie było potrzeby, aby ich przymuszać do noclegów poza domem, czekaliśmy, aż sami będą chcieli i… ten czas nadszedł.

Podekscytowanie towarzyszyło chłopcom już na dwa dni przed wyjazdem. Mikuś jak tylko usłyszał, że ciocia się zgodziła, pobiegł się pakować (mimo, że do wyjazdu zostały dwa dni) i trochę był rozczarowany, że wieczorem musi wyciągnąć pluszaki z plecaka, bo jeszcze zostaje w domu. To były najdłuższe dwa dni oczekiwań, chłopcy naprawdę nie mogli się doczekać.

W sobotę stanęli w końcu z torbą w drzwiach, miałam odprowadzić ich do samochodu, no i zrobiło się trochę pod górkę. Pojawiły się łzy, jeden chciał jechać drugi zostać, ale ten pierwszy stwierdził, że skoro drugi nie jedzie to on też nie pojedzie, ale w sumie to chciałby jechać. Meksyk. Pożegnanie zaczęło się przeciągać, a histeria narastała. Kiedy Młody wczepił się we mnie i zapłakany stwierdził, że nie chce jechać, dotarło do mnie, że przecież nie musi – nic na siłę, to ma być przyjemność a nie kara. Stanęłam i stanowczo stwierdziłam, że ma wysiąść z samochodu. Popatrzył zdziwiony, a ja wytłumaczyłam, że to miała być przyjemność i jego decyzja, skoro nie chce to nie. Zdziwił się jeszcze bardziej, ale wytarł oczy i stwierdził, że tylko żartował i bardzo chce jechać tylko trochę się denerwuje. Było tak jak przypuszczałam, ale Młody musiał do tego dojść sam (nie uznaję pomocy słów „nie bój się”, ale o tym innym razem). Kiedy udało nam się określić emocje, poszło już z górki. Stwierdziliśmy, że to normalne denerwować się w takiej sytuacji, ale zna ciocię, a kuzynki już przygotowały super zabawy i niecierpliwie czekają aż chłopcy dołączą. Wystarczyła, krótka rozmowa i Młody z lekkim strachem, ale uśmiechem na ustach pojechał.

Co w tym czasie działo się z mamą? Lepiej nie pytać. Przyznaję się bez bicia, że podczas ich pierwszej nieobecności nie potrafiłam się cieszyć „wolną chatą”. Zdarzało mi się nerwowo spoglądać na telefon, czy czasem nie ma jakiejś wiadomości od kuzynki wzywającej pomocy, nie żebym nie wierzyła w jej świetne kompetencje i wspaniałą opiekę nad moimi dziećmi, to po prostu było silniejsze ode mnie. Zastanawiałam się czy nie będą płakać przed spaniem i czy przypadkiem nie trzeba będzie po nich jechać o północy. Ku mojemu zaskoczeniu, chłopcy okazali się bardziej dojrzali niż myślałam i aż mi wstyd, że w nich zwątpiłam (na szczęście nikt im o tym nie powiedział). Na drugi dzień pojawił się płacz, ale nie z tęsknoty za mamą. Chłopcy nie chcieli wracać do domu…

Podsumowując, chyba paradoksalnie najdziwniejszym uczuciem jest fakt, że mama nie jest już taka niezbędna jakby się wydawało. Po prostu, kurczę, mam już naprawdę duże, fajne dzieciaki, z którymi można niejedno wspólnie przepracować. Rozmowa przede wszystkim. A na koniec pouczę sama siebie, a wam też przypomnę: wierzcie w swoje dzieci, żeby one nauczyły się wierzyć w siebie.

K.W.

P.S. A wasze dzieciaki spały już bez was poza domem, czy ten etap jeszcze przed wami? Wpadajcie na grupę i podzielcie się swoimi doświadczeniami – zapraszam do grupy na Facebook-u „Dziecięce emocje” (TUTAJ ),  tworzy się tam społeczność rodziców świadomych uczuć i emocji, chcących pomagać dzieciom oswajać i uczyć się własnych emocji.

Rodzicu – nie musisz być ze wszystkim sam.

Fanpage – Rodzicielstwo Relacyjne – Facebook