Czy można nic nie robić?

Jak to jest być dzieckiem? Czy rzeczywiście pamiętamy, czy tylko nam się wydaje? Ileż te nasze dzieci mają teraz możliwości – angielski, robotyka, balet, basen, szkółka piłkarska – a to nie wszystko, my nie mieliśmy tyle szczęścia… a może właśnie odwrotnie?

Chłopcy nie są jedynymi dziećmi korzystającymi z zajęć dodatkowych, w dzisiejszych czasach stało się to niemal normą. Każdy z nas zakłada, że przecież oni sami chcieli, że im się podoba. Mogą rozwijać swoje pasje, zdobywać nowe doświadczenia i poznawać świat z każdej strony. Jest tyle rzeczy do zrobienia, że szkoda czasu na nic nie robienie. Przecież nic nie robiąc zwyczajnie niczego nie uda się osiągnąć.

Inne spojrzenie na tą kwestię pokazuje film „Krzysiu, gdzie jesteś?”. Pewnie spora część z was miała już okazję widzieć go w kinach (jeśli jeszcze go nie widzieliście, koniecznie nadróbcie zaległości), niestety dla nas czas premiery był okresem chorobowym i nie udało nam się wyrwać. Dopiero niedawno postanowiliśmy obejrzeć go na DVD. Jako zagorzała fanka Kubusia Puchatka, podeszłam do projekcji z większym entuzjazmem niż chłopcy, dla których początek był mało atrakcyjny, zwłaszcza, że nie znają wcześniejszych historii Kubusia, a same postacie są troszkę „wyprane” z kolorów do jakich przywykły współczesne dzieci. Dodatkowo wydaje mi się, że 5 i 4 lata to troszkę za mało żeby zrozumieć dialogi użyte we filmie, niemniej jednak chłopców śmieszył Kłapouchy spadający z dachu do wiaderka, czy też Tygrysek walczący z walizką o swój ogon. Sam film daje do myślenia chyba głównie dorosłym. Mój Julian nie mógł zrozumieć jednego – dlaczego mała dziewczynka stale musiała coś czytać albo pisać i nawet nie umiała się bawić? U nas istnieje spora przestrzeń na swobodną zabawę, jednak stwierdzenie Julka uświadomiło mi, że niektórzy rodzice zapętlają się w byciu najlepszymi rodzicami, próbującymi dać swoim dzieciom to, czego sami nie mieli w dzieciństwie. Z tych dobrych chęci niestety nie zawsze wynika samo dobro.

Pęd życia pokazuje nam jak ważna jest zaplanowana każda minuta. Często przenosimy to na dzieci, planując im każdy dzień, tak aby mogły maksymalnie wykorzystać wszystkie możliwości. Przecież nie można nic nie robić, bo to strata czasu. Mimo, że akcja filmu dzieje się w czasach powojennych, sądzę, że można znaleźć tam bardzo aktualne odniesienia. Historia skupia się na Krzysiu i jego przyjacielu z dzieciństwa – Misiu o bardzo małym rozumku. Dorosły już Krzysztof ma swoją rodzinę, żonę i córeczkę Madeline. Główny bohater jest bardzo rozdarty pomiędzy miłością, jaką darzy najbliższych, a obowiązkami jakie podejmuje, aby zapewnić byt rodzinie. Jedno z drugim wydaje się być nie do połączenia. Na szczęście pojawia się cudowny klej jakim jest ubrudzony miodkiem Kubuś, który po latach w najbardziej odpowiednim momencie pojawia się u Krzysztofa, aby przypomnieć mu co tak naprawdę jest dla niego najważniejsze. Ponieważ film miał już swoją premierę jakiś czas temu i pojawiło się sporo różnych recenzji, nie skupię się na fabule (chyba, że będziecie chcieli to dajcie znać), ale na kreacji Madeline. Dziewczynka jest odbiciem współczesnych dzieci. Uczy się pilnie, niczego jej nie brakuje poza najważniejszą rzeczą – uwagą ojca. Mimo, iż widać więź i miłość taty i córki pomiędzy nimi jest wiele niedopowiedzianych słów, brakuje wielu gestów i drobiazgów, które obojgu dadzą szczęście. Madeline przygotowuje się do wyjazdu do szkoły z internatem. Mimo, iż to końcówka wakacji nie spędza swobodnie czasu, robi wszystko, żeby zadowolić ojca – czyta wszystkie lektury, ćwiczy pisanie, a Krzysztof – jest przekonany, że ona to lubi. Brak dialogu sprawia, że ich spojrzenie na rzeczywistość się rozbiega. Doskonale naprawia to Kubuś, który mógłby być ucieleśnieniem świetnego trenera rodzicielskiego (tak z przymrużeniem oka). Jego pytania, na pozór głupiutkie i oczywiste, często doprowadzające Krzysztofa do frustracji powoli uświadamiają mu, o co chodzi w dzieciństwie i czego oczekuje jego córka. Kubuś pyta prosto z mostu, bez zahamowań, np. dlaczego walizka z dokumentami jest ważniejsza niż Madeline? On widzi rzeczywistość oczami dziecka, dlatego warto zagłębić się w jego tok rozumowania. Podążając za błahym czerwonym balonikiem, który „nie jest potrzebny, ale bardzo chciany”, możemy dojść do rzeczy naprawdę ważnych. Sama miewałam wyrzuty sumienia kiedy chłopcy szli się bawić, a ja nie mogłam spędzić z nimi czasu (taki głupi paradoks „matki kwoki”). Ich jest dwóch więc jeszcze pół biedy, ale jak jeden jest przeziębiony i zostaje w domu kiedy drugi idzie do przedszkola, wtedy zaczyna się jazda. Przecież jako dobra mama powinnam się z nimi bawić, albo organizować im czas, żeby nie musieli myśleć o tym, że ich mama nie ma dla nich czasu – takie błędnie napędzające się koło. A wiecie co robię już od dłuższego czasu? Daje im czas wolny, taki dla siebie. Rzucam hasło: Idźcie się pobawić i tyle. Nie wymyślam, nie narzucam, pozwalam trwonić cenny czas, póki mogą. To jest ta możliwość, którą tracimy jako dorośli. Ilu z was potrafi swobodnie leżeć do góry brzuchem i nie mieć wyrzutów sumienia? Zdradzę wam jeszcze coś śmiesznego. Ostatnio, kiedy mam wolną chwilę, a chłopcy akurat czas na zabawę, wcale im nie przerywam, nie wtrącam się, ale obserwuję z ukrycia. Z czystej ciekawości, na co dzieci trwonią wolny czas i powiem wam, że po dłuższych obserwacjach jestem zachwycona. Często zwyczajnie się bawią układając coraz to nowsze scenariusze i dialogi, których nie byłabym w stanie z nimi wymyślić. Rozwijają swoją wyobraźnie kreując alternatywną rzeczywistość, potrafią powołać do życia zły charakter jak również super bohaterów. Czasami zwyczajnie, wydawałoby się marnują czas, leżą, siedzą nie robią nic. A potem zadają takie pytania, albo prowadzą taką rozmowę, że kolokwialnie szczęka opada. Czas na nic nie robienie pozwala się zresetować, wyciszyć a jednocześnie naładować i uwolnić od przeładowania bodźcami, oczyszcza umysł i pozwala zrobić miejsce na naprawdę cudowne i niewyobrażalne rzeczy. Nie popadajmy jednak ze skrajności w skrajność. Z zapełniania dzieciom czasu zajęciami wpadając w całkowite zostawienie im pola do popisu. Kluczem do sukcesu jest znalezienie się w pół drogi, pamiętając puentę z filmu, że to właśnie „z niczego rodzą się najlepsze cosie”.

 

K.W.

P.S. Chcesz pomóc swojemu dziecku rozwinąć zdrową równowagę psychiczną na przyszłość? Zapraszam do grupy na Facebook-u „Dziecięce emocje” ( TUTAJ ),  tworzy się tam społeczność rodziców świadomych uczuć i emocji, chcących pomagać dzieciom oswajać i uczyć się własnych emocji.

Rodzicu – nie musisz być ze wszystkim sam.

Fanpage – Rodzicielstwo Relacyjne – Facebook