Bądź przez chwilę taki, jak ja, potem stań się na powrót sobą…

Złość dziecka oraz nasza złość na dziecko wydaje się największym problemem rodzicielstwa. Małe dziecko nie ma umiejętności panowania nad emocjami, które mu towarzyszą. Najzwyczajniej w świecie jest szczere – jeśli je coś cieszy to się śmieje, a jeśli złości to … sami wiecie jak to wygląda. Przysłuchiwałam się wielu szkoleniom dotyczącym tej tematyki. Wszędzie schemat ten sam: znajdź czas dla siebie, naładuj baterie to będziesz spokojniejsza, mniej podatna na wybuchy, Ty nie będziesz krzyczeć, dziecko będzie spokojniejsze. A z drugiej strony: jeśli dziecko wpada we furię nie zwracaj uwagi, przecież rozmowa w emocjach nie ma sensu, że jego złość to nie jest atak przeciwko tobie tylko sposób na wyrażenie emocji itd.

Czy to złe rady? Czy to wszystko działa? No cóż działa, do czasu aż baterie się wyczerpią, a chore młodsze dziecko jest markotne i potrzebuje mamusi 24 godziny na dobę, starsze kompletnie nie radzi sobie z zadaniem z matmy. Dodatkowo my nie śpimy trzecią noc z rzędu bo biegamy ze syropkami na kaszel i plasterkami na katar. Na domiar złego skończyły się wszystkie czyste rzeczy i z jednej strony piętrzy się stos prania a zaraz obok drugi do prasowania. Podłoga uklejona, zabawki porozrzucane, a jeszcze kochana teściowa wybiera się odwiedzić chorego wnusia… A ty przed tym całym Armagedonem miałaś starannie zaplanowany cały tydzień – miało być tak pięknie. Weź i w takiej sytuacji naładuj sobie baterie, chyba frustracji bo na relaks bym nie liczyła. Zaczyna się nerwowa atmosfera, narasta napięcie. My linczujemy się jakie beznadziejne z nas matki, że nie ogarniamy, że cały tygodniowy plan się rozsypał, a przez kolejny będziemy odgruzowywać chatę po wcześniejszych zaniedbaniach. Modlimy się w duchu, żeby w kolejnym tygodniu udało nam się coś zrobić, bo przecież doskonale wiadomo, że drugie dziecko lubi się rozłożyć kiedy to pierwsze wyzdrowieje.

A skąd ta złość? Dzieci w dzisiejszych czasach mają dostarczaną ogromną ilość bodźców. Sami żyjemy w większym stresie i napięciu niż nasi rodzice 30 lat temu. Złość nie jest niedobrą emocją samą w sobie, ale najtrudniej wyrazić ją w sposób niekrzywdzący ludzi dookoła. Dzieciaki to lustra, doskonale obserwują i naśladują nasze zachowania. Zastanówmy się więc czy sami radzimy sobie ze złością, w końcu czy to nie było by hipokryzją wymagać od dziecka czegoś, czego nie potrafimy? Pamiętaj, że radzenie sobie ze złością wcale nie oznacza, że tej emocji nie wolno okazywać! Radzić sobie z tą emocją to inaczej okazywać ją w „zdrowy” sposób, nie raniąc innych, jak również umiejętność wycofywania się z niej i etapowe odzyskiwanie spokoju. Jeśli potrafimy przejść od wybuchu ogarniającej nas złości, poprzez frustrację i irytację z powrotem do spokoju i radości – pokażmy to dziecku. Nie wymagaj od niego natychmiastowego spokoju – sami tego nie potrafimy.

No dobrze tyle w teorii, ale jak to się ma do realiów rodzicielstwa. Standardowy schemat (uogólniony):
1) Dziecko wybucha złością,
2) Tłumaczysz, że rozumiesz, ale to nie jest powód / miejsce do złości. Wyrażasz wprost lub pośrednio, że dziecko powinno się uspokoić,
3) To na nic, bo dziecko jest na szczycie swoich emocji, które ogarniają go w całości więc zaczynasz czuć zdenerwowanie,
4) Tłumaczysz dalej, co nie skutkuje więc złość u ciebie narasta,
5) Jeśli dalej rozmowa nie daje efektu przestajesz panować nad złością i wywiązuje się awantura.

Teraz sami pomyślcie. Skoro dziecko wpłynęło na was tak, że „zaraziło” was swoją złością, dlaczego nie użyć tego w drugą stronę? Samoistnie i naturalnie potrafimy dostroić się do emocji odczuwanych przez osobę, z którą czujemy więź emocjonalną. Nasze dzieci zaliczają się do takich osób w 100%. Skoro jest to naturalny stan u ludzi, nasze dzieci również bezwiednie i samoistnie potrafią takie rzeczy. Jak to osiągnąć? Tu trzeba wypracować sobie swój schemat, ponieważ każde dziecko jest inne, a przy porodzie nie dołączają żadnej instrukcji obsługi. Ale bez stresu – nie zostawię was tak zupełnie bez niczego. Mam kilka wskazówek i ćwiczenie.

Etapowe dostrajanie się do dziecka (schemat):
1) Zapewnij dziecku jak największą prywatność – ty też nie lubisz jak wszyscy patrzą się na ciebie, kiedy nerwy biorą górę. Możecie w miarę możliwości wyjść do innego pokoju lub łazienki. Jeśli nie ma takiej możliwości, improwizuj (przykucnij, odwróć dziecko tyłem do „życzliwych gapiów”),
2) Pomyśl jaki jest powód złości twojego dziecka i chociażby był najbardziej błahy czy niedorzeczny w twoim mniemaniu – nie oceniaj.
3) Pomyśl jak twoje dziecko, nie jak dorosły. Dla dziecka zaistniał powód, żeby się zezłościć (nawet jeśli dla nas jest on niewłaściwy bądź irracjonalny). Nawet jeśli dziecko złości się bo czegoś nie umie – wiemy doskonale, że się nauczy, ale nie to się liczy. Pomyśl jak się czujesz kiedy chcesz przykręcić głupią śrubkę, a ona 10 raz przekrzywia się po dotknięciu śrubokrętem – doskonale wiesz, że to potrafisz i to zrobisz, ale kolejny raz to nie wychodzi i zaczyna ogarniać cię ta fala złości i frustracji, zdrowy rozsądek nie ma wtedy nic do rzeczy. Liczy się tu i teraz, nie emocje sprzed 20 minut ani te, które będziesz czuć za chwilę. Jedynie tu i teraz.
4) Jednym z objawów złości jest przyspieszony oddech. Przyspiesz i swój, dostrajając go do oddechu dziecka. Wiem jak to brzmi, ale pomyśl, że jeśli to dziecko dostroi ciebie do siebie i poprowadzi za sobą to złość weźmie górę, ponieważ maluch nie jest w stanie poprowadzić cię w drugą stronę. Tylko ty możesz to zrobić więc przejmij kontrolę. Rozmawiaj z dzieckiem, tłumacząc jak zwykle jednak możesz zmienić ton głosu. Pokaż dziecku, że naprawdę rozumiesz co czuje i przeżywasz to z nim.
5) Zacznij się wycofywać z okazywanej złości, ale nie przechodź od razu do pełni szczęścia, jest to zwyczajnie nienaturalne. Zacznij spowalniać oddech, zmień ton głosu, przejdź ze złości do frustracji, dalej do irytacji, aż osiągniesz spokój. Twoje dziecko podąży za tobą

Z opisu wydaje się jakby cały proces trwał godzinami. Tak naprawdę, kiedy zaczniemy to robić naturalnie i wejdzie nam to w krew cały proces można skrócić dosłownie do jednej krótkiej rozmowy. Dlaczego nie jestem zwolenniczką zostawiania dziecka, aż się uspokoi żeby wtedy przeprowadzać z nim rozmowę? Pewnie już nie jeden rodzic słyszał o metodzie zostawiania dziecka samego żeby się „wypłakało”. Wzbudza to ogromnie skrajne emocje wśród rodziców, którzy w większości uznają to za niedopuszczalne ze względu na bezbronność takich dzieci wobec lęku i samotności. Dlaczego więc z taką łatwością pozostawiamy dzieci sam na sam ze złością. Bo ma się nauczyć, że trzeba się uspokoić, bo jest to trudna emocja, z którą często sami sobie nie radzimy?

Nie bądźmy hipokrytami. Nie stawiajmy żądań wobec dzieci na poziomie, którego sami nie możemy osiągnąć, tylko dlatego, że nie na rękę jest nam wybuch złości.

Wspominałam, że mam też ćwiczenie. Tym razem dla rodziców. Warto poćwiczyć wychodzenie ze złości, tak aby można było potem prowadzić za sobą swoje dziecko. Dlatego wyobraź sobie sytuację (lubię ten przykład ze śrubokrętem, bo dla mnie to takie wkurzające kiedy 10 raz z rzędu przykładam się do trafienia tą małą śrubkę w odpowiednie miejsce, a ona stale się przekręca, ale możesz znaleźć inną sytuację), która cię złości. Pomyśl co wtedy czujesz, jakie myśli cię ogarniają, co dzieje się z twoim ciałem, oddechem. Zastanów się co musisz zrobić żeby zmienić ten stan rzeczy? Czy wziąć głębokie oddechy, a może uciec gdzieś myślami? Zapisz to sobie na kartce, będzie ci łatwiej przywołać te uczucia i myśli, kiedy trzeba będzie działać szybko i pod wpływem prawdziwych emocji.

Przy tych wszystkich zabiegach dostrajania się do własnego dziecka, uważajcie, aby nie próbować „naprawiać” dziecka, a skupcie się jedynie na wyprowadzeniu go z negatywnego stanu emocjonalnego.

Na koniec w ramach podsumowania i utrwalenia dwa moje ulubione cytaty, które moim zdaniem idealnie zbierają wszystko w całość:

„Gdy jestem zły, sam postaraj się poczuć ten gniew, a potem pomóż mi się go pozbyć.
Oddal moją złość, wyrażając jedynie frustrację – wtedy ja też będę tylko sfrustrowany, a nie zły.
Niech twoja frustracja przechodzi stopniowo w irytację – wówczas ja będę zirytowany, ale już nie sfrustrowany.
Na końcu razem odzyskamy spokój.”

„Bądź przez chwilę taki, jak ja, potem stań się na powrót sobą.
Wtedy ja będę za tobą podążać…”