Powrót do normalności

Pierwszy dzwonek szkolny rozbrzmiał siedem dni temu. Wszyscy cieszymy się, że dzieci mogły powrócić do nauki stacjonarnej. Towarzyszy nam uczucie powrotu do normalności, do czasów sprzed pandemii. Nikt nie wie ile taki stan potrwa, ale korzystamy z niego puki możemy.

Nie wszystko kreuje się jednak w kolorowych barwach. Powrót do normalności wbrew pozorom nie jest taki łatwy. Często dzieci, po nauczaniu zdalnym mają problem z integracją w grupie. Stacjonarne zajęcia, wraz z rozpoczęciem roku, w wielu wzbudziły lęk. Według badań wzrosła liczba dzieci cierpiących na depresję. Dodatkowo stany depresyjno-lękowe dotyczą coraz młodszych dzieci. Problemem jest również przeładowany plan zajęć. Wiele szkół postawiło sobie za punkt honoru nadrobienie jak największej ilości materiału, zanim rząd znowu pozamyka szkoły.

Jako rodzice pracowaliśmy ciężko podczas całego roku szkolnego. Wspieraliśmy, próbowaliśmy pogodzić koniec z końcem, ogarnialiśmy zaplecze techniczne i przeorganizowywaliśmy nasze życie codzienne.

To jednak nie koniec wyzwań. Nie dajmy zwieść się pozorom i zachowajmy czujność. Ospałość lub niechęć do wyjść, czy wycofywanie się naszych dzieci z życia towarzyskiego nie musi być koniecznie oznaką lenistwa bądź okresu dojrzewania. Mogą to być pierwsze symptomy depresji. Dzisiejsze czasy wymagają od nas – rodziców – abyśmy dalej wspierali nasze dzieci. Wiele szkół uruchomiło dodatkowe godziny dyżurów psychologów, udostępnia też namiary na terapeutów. Nie bójmy się korzystać z pomocy. Dorośli podczas pandemii przeżywali załamania nerwowe, doświadczali stanów depresyjnych – cierpieli w milczeniu. Nie skazujmy naszych dzieci na samodzielną walkę z ich lękami. Wyraźmy zrozumienie.

Dziecko ma prawo:

– obawiać się pójścia do szkoły,
– mieć problem z kontaktami rówieśniczymi,
– być przytłoczone nadmiarem obowiązków,
– mieć problemy z koncentracją.

Są to sygnały, które powinny wzbudzić naszą czujność. Nie bójmy się reagować czasami nad wyraz. Wielu z nas uważa, że te problemy nie dotyczą naszych dzieci, bo są za małe, bo wydają się radosne. Podczas rozmów z rodzicami często spotykam się z zaskoczeniem, sugerując, że siedmiolatek może mieć depresję i powinien otrzymać specjalistyczną pomoc. Dlatego pragnę zwrócić uwagę, że żadne dziecko nie jest za małe, żeby mieć poważny problem.

Jeśli nie potrafimy uporządkować oprogramowania w komputerze prosimy o pomoc informatyka. Mając problem z zepsutym samochodem – udajemy się do mechanika. Dlaczego więc widząc problem u własnego dziecka, kiedy nie mamy odpowiednich kompetencji żeby mu pomóc, tak łatwo rezygnujemy z porady specjalisty?

Nie bójmy się korzystać z profesjonalnej pomocy, to przecież żaden wstyd próbować pomóc własnemu dziecku.